Brian Molko - specjalnie dla MACHINY
"Machina": Kiedyś powiedziałeś, że PLACEBO gra muzykę dla niedoszłych
samobójców.
Brian Molko: O, to było jakieś 6 lat temu. Rzuciłem takie hasło dziennikarzowi,
któremu bardzo zależało na przedstawieniu
PLACEBO jako chorej, gotyckiej sensacji. Wiesz: trupi makijaż, czarne paznokcie
i osobnik bliżej nieokreślonej
płci wijący się wokół mikrofonu - co było kompletną bzdurą, ale nakręcało
zainteresowanie zespołem. Chwilę
potem to hasło wymyślone przeze mnie na poczekaniu, weszło w dziennikarski
obieg. tak więc odpowiem ci
zgodnie z prawdą: nie, Placebo nie gra muzyki dla niedoszłych samobójców.
"Machina:: A dla kogo?
- Dobre pytanie. Większość ludzi, którzy przychodzą na nasze koncerty, jest
bardzo młoda. Kiedy jesteś w tym wieku,
reprezentujesz specyficzny, maksymalnie wyostrzony typ wrażliwości. Wtedy
kształtuje się także Twoja osobowość, która z
czasem nie zmienia się radykalnie, stępiają się tylko jej krawędzie. Stajesz się
bardziej konformistyczny, zatracasz ideały, które
wydawały Ci się piękne, kiedy miałeś 16 lat. Myślę, że PLACEBO gra muzykę dla
wszystkich, którzy hodują w sobie dziecko.
Muzykę dla wrażliwych, naiwnych i niewinnych dzieci, co brzmi lepiej niż muzyka
dla samobójców, chociaż... to na jedno
wychodzi. (śmiech!)
"Machina": Ale masz świadomość, że wiele osób postrzega Cię jako mocno zdołowaną,
mroczną i cierpiącą postać, celebrującą
swoją boleść w dekadencki sposób?
- Wiem, wiem..., ale to bzdury. Gdybyś był brytyjskim dziennikarzem i po raz
setny zapytał, czy jestem królem samobójców,
złamałbym Ci szczękę. Nie udaję cierpiącego nastolatka, ani nie pragnę robić z
PLACEBO drugiego Joy Division. Wyrzucając
z siebie emocjonalną smołę, pozbywając się swoich obsesji i lęków, mogę zobaczyć
je z boku, co w efekcie pozwala mi podjąć
z nimi obiektywną dyskusję. W ten sposób próbuję osiągnąć emocjonalną równowagę
w tym schizofrenicznym, muzycznym
środowisku...
"Machina": Przed ubiegłoroczną Gwiazdką powiedziałeś, że chciałbyś dostać
"emocjonalną równowagę" pod choinkę. I co
Mikołaj zawiódł?
- Zdecydowanie. A nawet był kurewsko złośliwy... Po ostatnich Świętach sprawy
zaczęły się walić i wszystko w moim życiu
zaczęło iść cholernie źle. Rozpieprzył się mój długotrwały związek, na którym mi
zależało. Wiesz, takie rzeczy zdarzają się nawet
słynnym rockowym muzykom (śmiech!).
"Machina": Nowa płyta PLACEBO wydaje mi się dość introwertyczna. Stałeś się
bardziej obserwatorem rzeczywistości niż jej
uczestnikiem?
- To nie było zamierzone. Taka jest naturalne kolej rzeczy. Z wiekiem stajesz
się bardziej cyniczny i zgorzkniały, a jednocześnie bardziej reagujesz na
otaczający Cię świat, zamiast wpatrywać się we własny pępek. podróże w głąb
siebie mniej mnie dziś bawią. Co nie oznacza, że na nowej płycie brak odniesień
do poprzednich dwóch. Black Market Music ma delikatność Without you I'm Nothing
oraz punkową wibrację debiutanckiego albumu, tyle że całość jest bardziej
wyrafinowana.
"Machina": Kiedy piszesz o miłości, zwykle używasz odniesień do narkotyków,
dziwnego seksu, zaburzeń osobowości i tak dalej.
Obawiasz się bycia zbyt dosłownym, czy boisz się swoich uczuć?
- Ależ ja piszę o swoich uczuciach i jestem w tym tak dosłowny, jak to możliwe!
Tylko moje widzenie świata i moje emocje oraz
sposób ich wyrażania zdecydowanie różnią się od uczuć przeciętnego człowieka.
tak, czasami się ich boję. Ale nie znaczy to, że
mam tworzyć piosenki zrozumiałe dla każdego, tak jak Oasis. Oni sobie strzelają
w nogi, powielając wciąż te same klisze, bo
chcą być uniwersalni. A dla mnie uniwersalność piosenek nie wynika z doboru
najprostszych słów, ale z emocji, które wywołują.
Każdy z nas ulepiony jest z tej samej, emocjonalnej gliny więc jeśli nawet ktoś
nigdy nie brał narkotyków i jest zwykłym
heteroseksualnym samcem (śmiech), zrozumie o co mi chodzi. Wystarczy, że jest
odpowiednio wrażliwy.
"Machina": W Dzikości serca Lyncha jest postać Sailora, grana przez Nicolasa
Cage'a, który nie rozstaje się ze swoją kurtką z
wężowej skóry, twierdząc, że ona reprezentuje jego osobowość. Czy na takiej
samej zasadzie traktujesz swój makijaż?
- Widziałem ten film kilkanaście razy i Sailor jest jedną z moich ulubionych,
filmowych postaci! Ale nie posuną bym się do takiej
analogii... Mój makijaż nie jest aspektem mojej osobowości, nie traktuję go w
ten sposób. to jest raczej element
dekoracyjny, w którym zawsze czułem się komfortowo, odkąd po raz pierwszy
wystąpiłem umalowany w szkolnym
przedstawieniu. to, że jestem w zespole, pozwala mi na większą swobodę w
tworzeniu mojego wizerunku. Gdybym nie grał w
PLACEBO, prawdopodobnie śpiewałbym w najbliższym barze karaoke, przebrany za
kobietę (śmiech).
"Machina": Marzyłeś kiedykolwiek, żeby stać się kobietą?
- O tak, wiele razy. Gdybym mógł urodzić się ponownie, prawdopodobnie chciałbym
urodzić się jako babka. Ostra, rockowa
dupa (śmiech). Mógłbym wtedy perfekcyjnie sterować facetami, ponieważ teraz sam
jestem facetem, miałbym ułatwione
zadanie, bo znam każdy czuły punkt, w który można uderzyć.
"Machina": Jak to jest być idolem gejów, samemu nie deklarując homoseksualizmu?
- Wspaniale. nie deklaruje się jako gej, bo nim nie jestem. Jestem biseksualistą.
Living Colour mieli kiedyś piosenkę: "Każdy Cię
kocha kiedy jesteś "bi"", ale to nieprawda. Wokół biseksualistów jest mnóstwo
nienawiści, przynajmniej w Anglii.
Heteroseksualiści zarzucają Ci, że udajesz pedzia, aby wyrwać więcej lasek, bo
dziewczyny lecą na "bezpiecznych chłopców".
Z kolei homoseksualiści twierdzą, że nie możesz się zdecydować, albo boisz się
przyznać, że jesteś homo. To wszystko są
brednie i rzygam tym.
"Machina": Podobno przyjaźnisz się z Marlinem Mansonem, który w swojej książce
wręcz kipi nienawiścią do gejów...
- Och, nie przesadzaj. Wierzysz w to co nawypisywał Manson w swojej książce?
Gdyby to wszystko było prawdą, już dawno
powinien skończyć w jakimś miłym, odosobnionym miejscu. Brian ( Warner, czyli MM
- przypomnienie M) jest w
rzeczywistości cholernie sympatyczną i inteligentną postacią. No i robi laskę
najlepiej w Ameryce! Zapewniam Cie, ma
cudowne usta...
Rozmawiał: Marcin Prokop